Red Bull gra w gorące krzesła
Skoro tzw. sezon ogórkowy w tym roku obfitował w szereg wydarzeń, spekulacji i afer, trudno spodziewać się spokojnego początku sezonu. I choć z perspektywy ekipy Red Bull Racing dwa dublety to niewątpliwie powód do dumy i solidny start tegorocznej kampanii, w tle wszystko wrze i kipi. Nie chodzi nawet o samego Hornera i to, czy zostanie w zespole – można odnieść wrażenie, że Red Bull gra w gorące krzesła zarówno swoimi fotelami, jak i tymi w Visa CashApp RB.
Kto będzie jeździć w Red Bullu w 2025?
Tegoroczny sezon Formuły 1 po raz pierwszy w historii zaczął się z tym samym składem kierowców, jaki widzieliśmy na zakończenie wcześniejszej kampanii. Nikt nie doszedł, nikt nie odszedł, nikt nawet nie zmienił ekipy. Ponieważ przyroda (i padok najwyraźniej też) nie znosi próżni, wyrostek robaczkowy Sainza doprowadizłdo wspaniałego debiutu Olivera Bearmana. Młody Brytyjczyk już wpakowywany jest w umyśle niejednego kibica i dziennikarza do fotela w Haasie na przyszły rok. Ale co tam Haas – skoro nawet mistrzowie śwaita zadają się mieć problemy z obsadą miejsc w ekipie.
Max Verstappen dowozi wszystko, co tylko można dowieźć. Zwycięstwa w kwalifikacjach? Proszę bardzo! Triumf w wyścigu? Czemu nie! A może by tak wielki szlem na otwarcie sezonu? Jasne, takie rzeczy załatwiamy od ręki. I wydawać by się mogło, że to istny samograj, wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku. A – jak powszechnie wiadomo – zwycięskiego składu się nie zmienia. Ale czy na pewno?
Gorące krzesła w mistrzowskiej ekipie
Coraz głóśniej słyszy się o tym, że Max Verstappen mógłby skorzystać z tej czy innej klauzuli w swoim kontrakcie i – za namową ojca, a może i samego Helmuta Marko – rzucić papierami. O miejsce w stawce martwić się nie musi, każdy przyjmie z otwartymi ramionami urzędująćego mistrza śwaita. Pierwszy do walki o Verstappena jest zresztą Mercedes, który po stracie Hamiltona ma wolny fotel. Toto pozytywnie zaczyna wypowiadać się o Maxie i ubolewa nad tym, że wypuścili go z rąk, gdy wchodził do F1. Z drugiej strony, ten sam Toto spotyka się co i rusz z George’em i… Flavio Bratore, co prowadzi nas do plotek o zatrudnieniu Fernando Alonso w Mercedesie.
Jestem jedak przekonany, że z tej dwójki Toto wybierze młodego, bardziej perspektywicznego zawodnika, nie ujmując nic umiejętnościom Nando. Jeśli taki scenariusz by się ziścił, Red Bull pod wpływem #HornerGate doprowadziłby do pojawienia się wolnego fotela. Jednego z dwóch…
Sergio Perez i presja depresji
Tytuł nagłówka może i brzmi jak tytuł taniej podróbki Harry’ego Pottera, ale Meksykaninowi do śmiechu nie jest. Bez względu na ruch Verstappena, który może w ostatniej chwili zadziałać z zaskoczenia, jak Hamilton z Ferrari, Perez musi mieć się na baczności. Nie ulega wątpliwości, że pochodzący z Meksyku zawodnik jest na świeczniku i nieustannie przebywa pod lupą wielkiego Helmuta Marko. Fajnie, że dojeżdża drugi – ale dlaczego jest między nimi taka przepaść? Świetnie, że popisał się tu i ówdzie umiejętnościami defensywnymi, zyskując miano Ministra Obrony. Fajnie, że ma wieloletnie doświadczenie w Formule 1 – ale takie ma też jeżdżący w Haasie Nico Hulkenberg, i co z tego? Jeśli Perez nie zacznie regularnie pokazywać, że jest w stanie konkurować w Maxem i wygrywać wyścigi zwycięskim bolidem, jego dni mogą być policzone. Zwłaszcza, że głupich błędów też niekiedy się nie ustrzega.
Jeśli Perez sobie pójdzie – czy też: Czerwone Byki podziękują mu za jego usługi – w Red Bullu nagle zwolni się drugie miejsce. To będą bez wątpienia dwa gorące krzesła, by nie powiedzieć: najgorętsze fotele w całym padoku. I teoretycznie znów: logicznym ruchem byłoby zapełnienie ich kierowcami, jeżdżącymi w siostrzanym zespole. Ale… no właśnie.
RB i dwa kolejne gorące krzesła
Z jednej strony mamy Daniela Ricciardo. Bożyszcze kibiców, człowiek z półmetrowym uśmiechem, chodzący mem. Marketingowo z pewnością strał w dziesiątkę, ale sportowo… cóż, to nie ten sam Daniel, który jeździł w Red Bullu wespół z Maxem Verstappenem. Rzekłbym, że to cień dawnego Daniela. Z drugiej strony – Liam Lawson, któy zastąpił Ricciardo po jego ubiegłorocznej kontuzji. To zawodnik, który z marszu powinien trafić do Formuły 1 i diabli wiedzą… a nie, Helmut Marko jeden wie, dlaczego wybrano ostatecznie Australijczyka.
Z trzeciej wreszcie, mały ale wariat, czyli Yuki Tsunoda. Wciąż niedojrzały, o czym śwaidczy poteżny divebomb na koledze zespołowym pod koniec Grand Prix Bahrajnu. Wciąż obiecujący i perspektywiczny – choć słowa te wydają się wydmuszkami, skoro mowa o czwartym sezonie w F1. Coś tam dojeżdza, lekko punktuje, ale 61 punktów podczas całej kariery to jednak nie jest nie wiadomo jaki wyczyn.
W co Wy gracie, drogie Byki?
Nie wiem, jaki plan ma w głowie Christian Horner. Nie wiem, o czym myśli Helmut Marko. Max sam zadecyduje o swoim losie i wszystko się może zdarzyć. Sergio poniekąd też zadecyduje o swoim losi sam – wszystko zależy od wyników, ale jednak skłaniałbym się ku pożegnaniu nie tylko z Bykami, ale i całą Formułą 1. Daniela Ricciardo czeka zresztą ten sam los, jeśli nie weźmie się chłop w garść. A Yuki? Cóż, jeśli będzie dalej wariatem na torze, nawet silnik Hondy mu nie pomoże (rym przypadkowy, ale niech będzie). A w takiej sytuacji wydaje się, że jedyne, czego możemy być pewni na 2025 rok… to Liam Lawson w stawce.
Plus długie oczekiwanie na to, aż wszyscy kierowcy dopną kontrakty i zajmą swoje (lub cudze) miejsca. Lista tych, którym można by podziękować jest niesamowicie długa. Są na niej wspominani już Perez, Ricciardo i Tsunoda, ale na kierowcach Red Bulla i Visa CashApp RB sięnie kończy. Dodajmy do nich duet Haasa – Magnussena i Hulkenberga (który może się uratować, przechodząc do Audi), czy też Saubera – czyli Zhou i Bottasa. Wymieniając dalej, gorący fotel piecze w tyłek także Sargeanta (który powinien się pożęgnać już rok temu), a może i Strolla (przydałoby się). Do tego słaba forma Alpine sprawia, że Ocon i Gasly też trafiają na rynek transferowy. Obaj Francuzi mogą rozglądać się za czymś, co pozwoli im się ścigać nie tylko sami ze sobą (i Loganem). Czekają nas ciekawe czasy…
Opublikuj komentarz