Mateusz Kaprzyk i cichy dramat polskiego motorsportu
Przeżywaliśmy żałobę, gdy Helmut Marko wydziedziczył z Red Bullowej rodziny Kacpra Sztukę. Wkurzamy się, że Tymek Kucharczyk nie może zebrać budżetu na Formule 3. Tymczasem od roku rozgrywa się w tle inny, (niestety) cichy dramat, którego bohaterem jest Mateusz Kaprzyk.
Testy, które dały (tylko) nadzieję
Koniec sezonu 2023. Mateusz kończy rok w ekipie RLR M Sport w serii ELMS w klasie LMP3. Robi na tyle dobre wrażenie, że na posezonowe testy w Portimão zaprasza go Algarve Pro Racing – czołowy zespół… klasę wyżej. Już to samo w sobie mówi dużo o tym, czy Kaprzyk jest zawodnikiem, o którego chcą rywalizować zespoły.
Zresztą, gdyby prześledzić jego wcześniejsze dokonania – nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. To pierwszy Polak, który zdobył punkty na poziomie Formuły 4. Ba, kiedy ścigał się bolidami w 2020 roku we włoskiej F4 (tak, tej samej, która wygrał rok temu Kacper Sztuka), w mainstreamie temat polskich zawodników nie istniał wcale (poza Kubicą, #wiadomo, używając hashtagu Daniela Obajtka), a i generalnie juniorzy w ogóle nie mieli za bardzo szans na zyskanie popularności. Tymczasem rywalami w stawce F4 dla Kaprzyka byli tacy kierowcy, jak Piotr Wiśnicki, Tim Tramnitz, Ollie Bearman (pierwszy w historii kierowca, punktujący w dwóch pierwszych startach w F1 dla dwóch różnych zespołów – ani Schumacher, ani Vettel tego nie dokonali!). Mało nam nazwisk? Lećmy dalej; Leonardo Fornaroli, Dino Beganovic, Gabriel Bortoleto, Gabriele Mini, by wymienić tylko tych z obecnych stawek F2 czy F3. Wciąż nam mało? Okej, dorzućmy dwa nazwiska: Lomko (IEC) oraz Edgar (Orlen Team) – oni nadal mają miejsce w ELMS, Mateusz Kaprzyk – niestety nie.
Jak nie wiadomo, o co chodzi…
…to chodzi o kasę. To stare, polskie powiedzenie niestety ma aż za dużo wspólnego z realiami motorsportu i sponsoringu w naszym kraju. Nie wszyscy kibice zdają sobie z tego sprawę, ale dzięki uldze na sponsoring – uogólniając – podmioty gospodarcze mogą wrzucić 150% przeznaczonej w ten sposób kwoty w koszty prowadzenia działalności. Innymi słowy: wspierasz za 100 tys. złotych? Oficjalnie wydałeś 150. I to nie jest pranie brudnych pieniędzy, tylko realna zachęta do (współ)finansowania karier młodych, perspektywicznych sportowców.
Co z tego jednak, skoro większość firm patrzy tylko na to, czy o jak szybko dojdzie dany zawodnik do F1, bo wtedy prestiż, lans, promocja na skalę globalną i klękajcie narody. Powiecie: cała nadzieja w spółkach skarbu państwa. NO WŁAŚNIE NIE. O czym zresztą dobitnie przekonaliśmy się w tym roku, kiedy po ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych „konieczne było” wprowadzenie chaosu, dezorganizacji i bałaganu komunikacyjnego celem wymiany ludzi na stołkach. W efekcie paraliż decyzyjny doprowadził do tego, że ci, którzy do tej pory mogli liczyć na wsparcie spółek skarbu państwa, zostali na lodzie. Tak, jak Mateusz Kaprzyk.
Co było, a nie jest… o tym wszyscy milczą
Miały być starty w LMP2. Miał być awans klasę wyżej, walka z najlepszymi i kolejny krok w stronę wymarzonego Le Mans. W efekcie przed startem sezonu konieczne było wystosowanie informacji prasowej o braku startów i problemach z budżetem. Ba, w połowie sezonu pojawimy się perspektywy startu w choćby kilku rundach. Dla kogoś, kto całe życie się ściga, a teraz z bólem patrzy, jak inni rywalizują, a jemu pozostaje tylko patrzeć – brzmi jak okazja, której nie można przepuścić. Co z tego, skoro nawet po paru miesiącach od obsadzenia foteli prezesów nie ma szans na zebranie budżetu. Ponadto firmy nie są w stanie patrzeć perspektywicznie tylko traktują zawodników jak inwestycje o natychmiastowej, dużej stopie zwrotu. Ta jest nierealna, więc i finansowanie okazuje się nierealne. Mija rok, sezon ELMS dobiega końca (została ostatnia runda), Mateusz dalej jest poza obiegiem. Bez jazd w tym roku, bez budżetu na kolejny.
O Kacprze czy Tymku kibice krzyczą na Twitterze, bulwersują się i domagają wsparcia. Mateusz tymczasem nie może liczyć na taki sam feedback od kibiców. Powód? ELMS nie jest tak „sexy” jak Formuła 3. Nie szkodzi, że jest bardziej wymagającą fizycznie serią. Wyścigi trwają nie po pół godziny, a po 4h (nawet, jeśli dzielisz fotel w z kolegami). Dla Polaków ELMS to i tak tylko Kubica. Dla bardziej świadomych to jeszcze TurboPiekarze, ale na tym horyzonty przeciętnego fana motorsportu się kończą. Kolejny Polak w stawce jest poza orbita ich wyobraźni. A przecież tak nie musi być…
I jeszcze jedno…
Pamiętajmy też o jeszcze jednej kwestii. To, co teraz przeżywa Kacper Sztuka i Tymek Kucharczyk, walcząc o budżet na Formułę 3, Mateusz Kaprzyk przechodził po 2020 roku. To właśnie z powodu trudności ze znalezieniem sponsorów – a nie braku umiejętności – Katowiczanin przesiadł się z bolidów do prototypów w ELMS. Czy to samo czeka wyżej wymienionych? Nie wiem, pewne jest jedno – polski motorsport ma się źle. Nie tylko pod kątem infrastruktury, ale przede wszystkim otwartości firm na sponsoring młodych, perspektywicznych zawodników. To inwestycja, która może przynieśc ogromną stopę zwrotu. Wystarczy się odważyć.
Będzie nam niezmiernie miło, jeśli postawisz nam wirtualną kawę – to nasze paliwo do dostarczania kolejnych informacji ☕
Opublikuj komentarz