„Stres czy nerwy nie są dla mnie ograniczeniem” – Maciej Gładysz w rozmowie z wMotorsporcie.pl
Zwycięzca dwóch wyścigów podczas minionej rundy Spanish Winter Championship w Jerez, jeden z dwóch Polaków w tegorocznej stawce Eurocup-3 – Maciej Gładysz znalazł chwilę przed kolejną rundą w Portimao. Porozmawialiśmy zarówno o Jerez. jak i o dotychczasowej karierze Maćka. Nie zabrakło także pytań o rodzinę oraz plany na przyszłość. Zapraszamy do lektury!
Maciej Gładysz o zwycięskiej rundzie w Jerez
Przemysław Garczyński: Maćku, przede wszystkim – ogromne gratulacje! Cudownie było dzięki Tobie usłyszeć ponownie „Mazurek Dąbrowskiego” na torze wyścigowym. Jakie to uczucie?
Maciej Gładysz: Po pierwsze dziękuję. To rzeczywiście świetne uczucie, tym bardziej że wyścig był bardzo ciekawy i wymagający. Po starcie z pole position straciłem dwie pozycje, ale byłem w stanie wykorzystać sytuację z cyklu „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”, skutecznie zaatakować i wrócić na prowadzenie, a następnie odjechać na pięć sekund. Zwycięstwo w moim pierwszym weekendzie w nowej kategorii i możliwość wysłuchania Mazurka Dąbrowskiego ze szczytu podium, tym bardziej po niedawnej kontuzji, to coś wspaniałego. Na pewno na długo zapamiętam ten dzień.

PG: Po rundzie w Jerez świat obiegła informacja, że w grudniu z powodu wypadku miałeś złamane obie ręce. Jak do tego doszło? Podczas testów na torze, czy niefortunny wypadek w ruchu drogowym, który mógł pokrzyżować Twoją karierę wyścigową?
MG: Do wypadku doszło na torze w Barcelonie, podczas mojego dopiero czwartego dnia testów w bolidzie Eurocup 3, w połowie grudnia. Tor był mokry i śliski, było dość zimno. Wypadłem w żwir i do samego końca starałem się uratować auto przed kontaktem z bandą. Uderzenie wyrwało mi kierownicę z rąk, choć doszło do niego już przy naprawdę niewielkiej prędkości. Bardzo silny ból w obu rękach poczułem dopiero po wyjściu z auta.
PG: Kiedy okazało się, że obie ręce są delikatnie rzecz ujmując tymczasowo niedostępne, jakie myśli przebiegały Ci przez głowę w kontekście potencjalnej rehabilitacji i powrotu do ścigania?
Maciej Gładysz: To był bardzo trudny czas. Nie byłem pewien, kiedy wrócę na tor i w jakiej formie, a przecież czekał mnie debiut w nowej kategorii i mnóstwo nauki. Najpierw jednak musiałem skupić się na intensywnej rehabilitacji. Nie mogłem trenować na siłowni ani jeździć na symulatorze, dlatego w Jerez na pewno nie byłem w stuprocentowej formie, ale nie zamierzałem się poddawać. Zresztą nie tylko ja. Chciałbym tutaj bardzo podziękować wszystkim, którzy pomogli mi w powrocie do zdrowia; doktorowi Dariuszowi Noskowiczowi ze Szpitala Specjalistycznego im. Edwarda Szczeklika w Tarnowie, moim fizjoterapeutom, Ewelinie Smołusze i Pawłowi Wróblewskiemu w PAMED oraz mojemu trenerowi, Bartkowi Imburskiemu, a także mojej rodzinie.

O rywalizacji na torze i motorsporcie w rodzinie
Przemysław Garczyński: W ubiegłym roku rywalizowałeś na poziomie hiszpańskiej Formuły 4, tym razem przesiadłeś się do mocniejszej maszyny, której osiągami bliżej do bolidów, jakie widzimy w FIA F3. Duży to był przeskok z Twojej perspektywy?
Maciej Gładysz: Tak, bardzo duży. Podczas pierwszych testów na torze Paul Ricard potrzebowałem odrobiny czasu, aby zaadaptować się do nowego auta. Początek nie był łatwy, ale już pod koniec pierwszego dnia testów, mimo trudnych i zmiennych warunków, byłem w stanie zrozumieć, jak zachowuje się nowy bolid i czego wymaga. Ostatecznie nie było to więc może bardzo trudne czy raczej czasochłonne, ale też różnice pomiędzy tymi bolidami – jeśli chodzi o moc, pakiet aero, wagę i styl jazdy – są naprawdę spore.
PG: W ostatnim czasie, niemal przysłowiowym „rzutem na taśmę”, do grona zawodników, z którymi obecnie rywalizujesz w Spanish Winter Championship, a już w maju rozpoczniesz walkę o tytuł w Eurocup-3, dołączył także Kacper Sztuka. Jak zapatrujesz się na rywalizację z Kacprem na torze? Z jednej strony – on dysponuje doświadczeniem jazd w F3. Z drugiej – prawdopodobnie to Ty odbyłeś więcej godzin treningowych w bolidzie podczas przerwy między sezonami.
Maciej Gładysz: Z powodu kontuzji przejechałem razem z moim zespołem tylko cztery dni testowe, ale niezależnie od tego, to będzie ciekawa i trudna rywalizacja. Na pewno będzie to jednak czysta walka, bo poza torem mamy z Kacprem bardzo dobre relacje. Znamy się jeszcze z kartingu i lubimy, choć nigdy się ze sobą nie ścigaliśmy w bolidach. Cieszę się, że będziemy dzielić tor. Co ciekawe, po jednym z wyścigów w Jerez ktoś napisał w internecie, że mieliśmy na torze jakiś konflikt, podczas gdy my czytaliśmy te wpisy i śmialiśmy się z nich.
PG: Wróćmy na moment do zwycięskiego wyścigu w Jerez. Przed Tobą znaleźli się zarówno Caranta, jak i Tsolov. Znając charakter tego drugiego, liczyłeś na to, że popełnią błąd? O czym myślałeś, widząc bratobójczą walkę wspieranych przez Red Bulla zawodników? Bo bez wątpienia jesteś żywym przykładem, że gdzie dwóch się bije, tam faktycznie trzeci korzysta…
MG: Spodziewałem się, że pomiędzy naszą trójką dojdzie do zaciętej walki. Dojeżdżając do szóstego zakrętu chciałem zrobić tzw. „nożyce”, czyli wjechać w zakręt szeroko za blokującym od wewnętrznej rywalem i później zaatakować od wewnętrznej na wyjściu z łuku, ale gdy rywale zetknęli się ze sobą, mogłem wyprzedzić obu i później już kontrolować sytuację.

Przemysław Garczyński: Pomijając rundę w Jerez, Co było największym wyzwaniem w Twojej karierze jako kierowcy wyścigowego w minionych latach? Jakie Twoje osiągnięcia w kartingu i Formule 4 uważasz za największe lub najbardziej spektakularne?
Maciej Gładysz: Na pewno największe osiągnięcie do tej pory to ubiegłoroczny tytuł drugiego wicemistrza hiszpańskiej F4 i wicemistrzostwo wśród debiutantów w tej serii, a także trzecia pozycja w Formula Winter Series i mistrzostwo w klasie Rookie w tym cyklu. Jeśli zaś chodzi o wcześniejszy etap mojej kariery i karting, to tutaj za największe osiągnięcia uważam mistrzostwo FIA Karting Academy Trophy 2021, czwarte miejsce w mistrzostwach świata FIA, wygranie zawodów Champions of the Future Winter Series w 2022 roku i serii WSK Open Cup w 2020 oraz trzy tytuły mistrza Polski.
PG: Jak Twoja rodzina wpłynęła na Twoje zainteresowanie motorsportem? Doskonale wiemy, że Gładyszowie mają benzynę i Motorsport we krwi, z drugiej jednak strony – każdy ma własną drogę w życiu i nie musi ona pokrywać się z tymi, które wytyczyli nasi poprzednicy.
MG: Zaskoczę Cię, bo chociaż faktycznie wychowywałem się na torze wyścigowym, to jednak jako mały chłopiec chciałem zostać… piłkarzem. Z czasem jednak entuzjazm do uprawiania tej dyscypliny na profesjonalnym poziomie trochę opadł, choć do dzisiaj lubię grać i oglądać mecze. Postanowiłem spróbować kartingu i polubiłem ten sport, ale powiem szczerze, że nie była to miłość od pierwszego okrążenia, a raczej proces. Moja rodzina nigdy nie naciskała na ten czy inny kierunek, ale z czasem ta początkowa „zabawa” stała się moją życiową pasją i dzisiaj już nie widzę dla siebie innej drogi, jak właśnie motorsport.

Maciej Gładysz o preferencjach i przygotowaniu
Przemysław Garczyński: W jaki sposób przygotujesz się do każdego wyścigu pod względem fizycznym i psychicznym?
Maciej Gładysz: Trenuję zarówno w domu, jak i na siłowni, pod okiem mojego trenera, Bartka Imburskiego, aby być w jak najlepszej formie fizycznej. Pracuję także nad aspektami mentalnymi, aby mieć chłodną głowę, np. w takich sytuacjach jak walka w ostatnim wyścigu w Jerez. Moje treningi, jak np. trening mięśni karku, są dobrane indywidualnie pod moje potrzeby i charakterystykę sportu, który uprawiam. Mój grafik jest dość mocno napięty, ale lubię taki styl życia.
PG: Jak radzisz sobie ze stresem podczas intensywnych sesji treningowych lub samego wyścigu?
Maciej Gładysz: Podczas jazdy w ogóle o tym nie myślę, zapominam o jakikolwiek stresie i skupiam się na jak najlepszej jeździe po torze. Oczywiście silne emocje często pojawiają się już po wyjściu z auta i czasami potrzebujesz chwili, aby ochłonąć i pozbierać myśli, ale to normalne. Nie ukrywam, że byłem mocno poirytowany, gdy podczas pierwszej czasówki w Jerez drogę w ostatnim zakręcie zajechał mi dużo wolniejszy zawodnik. Miałem wtedy sporą przewagę i straciłem ją w ostatnim zakręcie, choć nie mogłem z tym nic zrobić.
Wysiadłem z auta zły, bo wiedziałem, że straciłem pole position, a wyprzedzanie w Jerez jest bardzo trudne, ale szybko przekułem tę złość w motywację przed kolejną czasówką i niedzielnym wyścigiem. Takie sytuacje to w sporcie, nie tylko tym motorowym, coś normalnego, ale lata startów w kartingu oraz trening mentalny pomagają radzić sobie z nimi bez większych problemów. Nie wiem, czy ma tak każdy kierowca, ale dla mnie ten stres czy nerwy nie są jakimś ograniczeniem.
PG: Jedni preferują deszczowe wyścigi, inni ich unikaliby za wszelką cenę – a jak jest u Ciebie? Czy masz ulubiony tor lub warunki jazdy, które uważasz za korzystne? W jakich okolicznościach czujesz się jak ryba w wodzie?
MG: Lubię ciepło i wysokie temperatury, a także szybkie zakręty. Jestem ciekaw zawodów Eurocup 3 na torze w Assen, który ma sporo szybkich łuków, ale też wolniejsze zakręty. Takie też lubię, szczególnie w połączeniu z mocnym hamowaniem, jak np. na Monzy. Lubię tor Paul Ricard, z kolei w kartingu moim ulubionym torem był Rodby w Danii.

O planach na przyszłość
Przemysław Garczyński: Co planujesz osiągnąć w nadchodzącym sezonie w Spanish Winter Championship oraz w serii Eurocup-3? Jakie są Twoje cele na ten okres? Jaki wpływ na nie ma obecność w Akademii Motorsportu ORLEN?
Maciej Gładysz: Mój cel jest jasny; chcę walczyć o zwycięstwo w serii Spanish Winter Championship oraz o miejsce w pierwszej trójce w serii Eurocup 3. Nie będzie to łatwe, bo nie dość, że jestem debiutantem, to jeszcze mam za sobą trudną zimę z powodu kontuzji, ale po dobrym początku w Jerez jestem gotowy do dalszej walki.
Cieszę się, że kontynuujemy naszą wieloletnią współpracę z PKN ORLEN i jestem ciekaw, jak będzie rozwijać się koncepcja Akademii. Decyzja o startach w serii Eurocup 3 zapadła przed zakończeniem poprzedniego sezonu F4, jeszcze zanim w ogóle rozpoczęliśmy rozmowy z naszymi partnerami na temat tego roku, ale do wszystkich naszych wspólnych projektów podchodzę długofalowo i jestem optymistą, a sam cel jest oczywiście jasny.
PG: Wiem, że każdy kierowca marzy o dwóch rzeczach – jeździe w Formule 1 i reprezentowaniu barw Ferrari. Co jednak, gdyby żaden z tych planów się nie powiódł? Jaką widzisz dla siebie przyszłość poza F1, czy też – patrząc jeszcze szerzej – poza single seaterami?
MG: Rzeczywiście dzisiaj nie myślę o niczym innym i skupiam się na kierunku, który obrałem już kilka lat temu, jeszcze przed awansem do Formuły 4, ale kto wie, jak to wszystko się potoczy. Na pewno prototypy LMP2 wydają się bardzo ciekawymi i dającymi sporo frajdy z jazdy autami, a idąc dalej w tym kierunku, świetną koncepcją są auta Hypercar, gdzie też można przecież startować jako fabryczny kierowca, np. właśnie Ferrari. Póki co jednak skupiam się na bolidach jednomiejscowych, ale w wolnym czasie lubię śledzić też inne serie i być na bieżąco z tym, co dzieje się w świecie szeroko pojętego motorsportu.

Przemysław Garczyński: Tymczasem, choć przyszłość ta byłaby z pewnością interesująca, trzymam mocno kciuki za nieustanny rozwój kariery w ramach jednomiejscowych bolidów. Życzę wspaniałych, czystych walk na torze, jak najwięcej błędów popełnianych przez rywali i… kolejnych triumfów, takich jak ten w Jerez!
Maciej Gładysz: Dziękuję zarówno Tobie jak i wszystkim kibicom, którzy śledzą i dopingują nie tylko mnie, ale polskich zawodników i zawodniczki w ogóle. W końcu wszyscy mamy tę samą pasję i wszystkim nam leży na sercu rozwój polskiego motorsportu.
fot. Dutch Photo Agency
Będzie nam niezmiernie miło, jeśli postawisz nam wirtualną kawę – to nasze paliwo do dostarczania kolejnych informacji ☕
Opublikuj komentarz